wtorek, 19 czerwca 2018

STEFANIA PODGÓSKA



STEFANIA PODGÓRSKA
Magdalena Nasim 

Kilka miesięcy temu trafiłam na artykuł pani Joanny Potaczek, który ukazał się w gazecie pt. „Niedziela”. Opisany został w nim rys biograficzny Stefanii Podgórskiej, która otrzymała najwyższe odznaczenie cywilne nadawane nie- Żydom, przyznawane przez Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Jad Waszem w Jerozolimie. Był to artykuł w języku polskim napisany o tej kobiecie. Kilka dni później zainteresowałam jej osobą moją mamę, która napisała o niej bajkę dla dzieci (można ją przeczytać w kwartalniku „Głos znad Sanu” nr 32, jesień 2017. Pani Agnieszka Mazur wykonała do niej ilustracje i tak powstał teatr kamishibai).  
Zaciekawiła mnie ta postać ze względu na to, że niewiele osób tak młodych jak ona (14 lat) i jej siostra (6 lat), narażało swoje życie dla uratowania innych. Została bohaterką z Przemyśla, ponieważ to tu, na Tatarskiej 3 ukrywała 13 osób pochodzenia żydowskiego. Pomimo tego, że jest Polką, nie ukazał się żaden wywiad z nią w ojczystym języku. Jej osoba zafascynowała natomiast Amerykanów, którzy nie tylko przeprowadzali z nią wywiady, ale także zekranizowali jej historię w filmie pełnometrażowym pt. „Hidden in Silence” (1996) reż. Richard A. Colla.

Praca moja ma na celu wskazanie wartości, które jej przyświecały, a mianowicie to, że ludzie są równi, wszystkim należy się tolerancja i szacunek. Sprzeciwiała się agresji i nieuzasadnionym różnicom między narodami. W wywiadach podkreśla, że łatwo jest być złym, tego nie trzeba się uczyć, ale trudno jest być dobrym, bo to wymaga wysiłku, jednak ma nadzieję, że jak najwięcej ludzi zaangażuje się w to, żeby zło zwyciężać dobrem. 


Biografia Stefanii Podgórskiej  Burzminski
Prawdopodobny rok urodzenia Stefanii Podgórskiej to 1925 r. Dokładna data nie jest znana, ponieważ państwo Podgórscy nie zgłaszali w urzędzie urodzin swoich dziewięciorga dzieci. Jednego dnia organizowali symboliczne przyjęcie urodzinowe dla trzech synów i sześciu córek. Mieszkali oni we wsi Lipa pod Birczą. Matka była akuszerką, a ojciec oficerem wojskowym. W dniu ślubu mama Stefanii miała 17 lat, a tato 40. Rodzice byli właścicielami dużej gospodarki rolnej, zatrudniali do pracy w polu ludzi, którzy pracowali u nich za wyżywienie. Matka, ze względu na swój zawód, nocami była często przy porodach. Wtedy zajmował się nimi tato. Rodzice dzielili się obowiązkami względem dzieci. Wychowywali je w duchu patriotycznym, w poszanowaniu drugiego człowieka, w wierze w boga oraz wpajali im przekonanie, że walka nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. We wczesnym dzieciństwie zmarł jeden z jej braci. Jej młodsza siostra Helena wołała na nią Fusia. 
Rodzice wykorzystywali sytuacje dnia codziennego, aby w obrazowy sposób uczyć swoje dzieci, jak należy postępować w życiu. Zdarzyło się, że jedno z rodzeństwa złamało nogę. Państwo Podgórscy zebrali całą gromadkę swoich pociech i polecili im pomagać biedakowi, tak długo, jak to będzie potrzebne bez marudzenia i z ochotą. Dodali również, że to, co teraz przydarzyło się jemu, za chwilę może spotkać drugie, wtedy cała pomoc zostanie skierowana na potrzebującego. „Macie sobie wzajemnie pomagać – dodał ojciec – nigdy nie wiecie, kiedy sami będziecie potrzebować pomocy, dlatego ludzie powinni się wspierać: dziś pomagasz ty, jutro pomogą tobie. ”Dzieci bawiły się z rówieśnikami z sąsiedztwa. Była tylko jedna rodzina, w której ojciec zabraniał dzieciom bawić się z innymi. Byli to ortodoksyjni Żydzi. 

Chodzili oni do szkoły żydowskiej. Do szkoły publicznej chodziło tylko troje dzieci wyznania mojżeszowego: dwóch chłopców i jedna dziewczynka. I tym dzieciom wolno było bawić się z kolegami i koleżankami z innych wyznań. W tamtych czasach Stefania nie łączyła tego z religią i wartościami. Sądziła, że widocznie ojciec kolegów jest bardzo surowy. Dopiero wiele lat później zrozumiała, dlaczego sąsiad nie pozwalał potomstwu bawić się z nimi. Jej brat był zafascynowany zawodem ojca. Uwielbiał zabawy w wojsko i wojnę. Udawał generała i przebierał się tak, żeby inni myśleli, że to jego mundur. Fusi przeszkadzały zwierzęta domowe, ponieważ kurczaki biegały im pod nogami w czasie zabaw, a nad ranem budził ją kogut i muczące krowy. Nie rozumiała, kiedy ludzie mówili, że na wsi jest cicho. Według niej wieś była pełna dźwięków wydawanych przez zwierzęta. Lubiła się uczyć, chętnie chodziła do szkoły, po mimo tego, że do szkoły miała 5 km, tylko raz w życiu do niej nie dotarła. 

Był to jeden z zimowych, mroźnych dni. Napadało tak dużo śniegu, że się szło przez tunel śnieżny, zmęczona Stefania usiadła na śniegu, nie miała siły wstać, śnieg przez cały czas na nią padał. Na szczęście przechodził tamtędy sąsiad, który ją zabrał do domu. W międzyczasie zmarł jej ojciec. Rodzina pogrążyła się w żałobie. Na wiosnę jej starsza siostra Maria przeprowadziła się do Przemyśla. Kiedy Stefania przyjechała po raz pierwszy do miasta w odwiedziny do siostry, od razu się zakochała w tej miejscowości. Najbardziej spodobało jej się to, że nie było tam zwierząt hodowlanych. Chciała tam zostać, ale jej matka się na to nie zgodziła, ponieważ córka była za młoda. Jednak, kiedy nastały wakacje, a Maria znalazła siostrze pracę, mama zgodziła się na to, by razem zamieszkały w Przemyślu. Fusia pracowała u piekarza, ale po roku zrezygnowała, ponieważ nie miała tyle siły, aby nosić ciężkie kosze z pieczywem. Zaczęła szukać nowego zajęcia. 
W ten sposób trafiła do sklepu pani Diamant, która straciła wcześniej córkę i została z mężem sama z czwórką synów w wieku młodzieńczym. Stefania nazywana Stefuńcią przez właścicielkę sklepu, przypominała jej zmarłą córkę.  Pani Diamant była korpulentną, wysoką Żydówką o miłym usposobieniu. Spędzały całe dnie ze sobą razem w sklepie na rozmowach. To spowodowało, że się bardzo do siebie zbliżyły i polubiły.  Fusia była miła, wesoła, żywiołowa. Przyciągała klientów swoją ujmującą osobowością. Ludzie darzyli ją sympatią. W sklepie w sprzedaży były również łakocie i czekolady. Często młodzi kawalerowie kupujący dla swoich panien czekolady, kupowali dwie i jedną ofiarowywali nastoletniej Fusi. Z czasem dziewczyna zapragnęła czegoś więcej. Odeszła z pracy, aby poznać inne realia życia. Szukała przygody, chciała odkrywać świat. Bycie cały czas w jednym miejscu nudziło ją. Jednak po kilku dniach do jej mieszkania przyszła dawna chlebodawczyni. Była bardzo smutna i błagała młodą dziewczynę, aby wróciła. Zwierzyła jej się, że odkąd odeszła, życie straciło dla niej sens. Padły sobie w ramiona. Fusi żal się zrobiło starszej kobiety. Wróciła do pracy w jej sklepie. Wtedy też zamieszkała w domu państwa Diamantów. Dostała osobny pokoik i pomagała w pracach domowych. Wtedy zaprzyjaźniła się bliżej z ich czterema synami. 
Było upalne lato 1939 roku. Nastroje w mieście zdawały się napięte. Ludzie rozmawiali o polityce. 1 września Niemcy napadli na Polskę. 

Rozpoczęła się II wojna światowa. Był to ciężki okres dla wszystkich ludzi, pełen niepokoju, obaw, trudności. Synowie państwa Diamant wyjechali do Lwowa. Ich rodzice musieli zostać w Przemyśl, ponieważ byli już starzy i chorzy. Stefania pozostała z nimi, dlatego że nie chciała wracać na wieś i pragnęła im pomóc. Niemcy wydali odezwę, w której informowali o tym, że wszyscy Żydzi mają nosić opaski z gwiazdą Dawida na rękach oraz są zmuszeni do przeprowadzenia się na wyznaczony teren. 


W Przemyślu powstało getto, do którego przeprowadzali się Żydzi. W mieście panował chaos i panika. Niemcy strzelali do wszystkich ludzi na ulicy bez ostrzeżenia. Wydano również manifest, w którym zakazano Polakom udzielać pomocy Żydom, a za złamanie tego zakazu skazywano na karę śmierci tego, który pomógł oraz całą jego rodzinę w ramach odpowiedzialności zbiorowej. Sąsiadom, którzy nie doniosą o czynie przestępczym również groziła śmierć za milczenie. 

Po kilku miesiącach pobytu we Lwowie wrócili do domu synowie państwa Diamant. Zrobili to, ponieważ wybuchła wojna z Rosją. Rodzina Diamantów przeprowadziła się do getta. Fusi pracodawcy zostawili jeden pokój. Z początku przychodziła do ich codziennie, ale z czasem odwiedziny zostały utrudnione przez Niemców, ograniczono jej minuty przebywania w getcie i nie każdego dnia wpuszczano ją do środka.

 Mimo to starała się im cały czas pomagać. Przynosiła im żywność (głównie kaszę, ser, pomidory, ziemniaki, marchew, cebule, itp.), ubrania i potrzebne leki. W czasie wojny pracował u fotografa, a potem w fabryce. Wybrała się w odwiedziny do swojego domu rodzinnego. Zastała tam jedynie wystraszoną młodszą siostrzyczkę Helenkę. Sześcioletnie dziecko ukrywało się w szopie na sianie. Ucieszyła się na widok siostry i opowiedziała jej, jak okupanci zabrali mamę, brata i sąsiadów do Niemiec do pracy. Stefania wzięła siostrę do Przemyśla. W międzyczasie w przemyskim getcie podzielili Żydów na starych i młodych, i tych, którzy nie nadawali się do pracy zapakowano do wagonu i wywieziono. Wśród nich znaleźli się państwo Diamant i Maks, który wyskoczył w nocy z jadącego pociągu. Spadł niefortunnie na kamienie i krwawił. Na szczęście miał znajomego Polaka, który mieszkał w pobliżu miejsca, w którym się znalazł i przenocował go. 

Następnego dnia przyszedł do Przemyśla do Stefani, która opatrzyła mu rany, nakarmiła go i ukrywała pod łóżkiem. W tym czasie jego bracia zaczęli planować ucieczkę do mieszkania Fusi. Jej zadaniem było znaleźć dom do wynajęcia. Przychodziła często do getta, żeby ustalić szczegóły ucieczki i liczbę osób. W planach było siedmioro ludzi. Czterech braci Diamant, żona jednego z nich Danuta i ich córka oraz ich przyjaciel. Kiedy Stefania odwiedzała getto musiała mierzyć się z trudnym zadaniem przekonania strażników, aby ją wpuścili. Często droczyli się z nią, żądali całusów, ale ona miała stanowczy stosunek do tego i sprzeciwiała się im. Czasami była zmuszona udawać Żydówkę i nosić opaskę z gwiazdą Dawida. Był tam jeden strażnik, który znał kilka słów po polsku, czasami urządzała sobie z nim krótką pogawędkę. A potem chodziła po Przemyślu i szukała domu do wynajęcia. Większość mieszkań nie miała okien, ani drzwi, co uniemożliwiało ukrycie tam Żydów. Dziewczyna traciła już nadzieję, że cokolwiek znajdzie. Zaczęła się modlić. 
W głowie usłyszała głos, który kazał jej wyjść z kamienicy, skręcić w pierwszą napotkaną uliczkę po lewej stronie i zapytać się tam dwóch sprzątających kobiet o adres domu do wynajęcia. Stefania myślała, że ma urojenia i z początku nie chciała się dostosować do polecenia. Po chwili Fusia bez większego przekonania poszła w wyznaczone miejsce i ze zdziwieniem zobaczyła dwie kobiety zamiatające ulice, więc zapytała się ich o adres, a one opowiedziały jej o pustym domu na Tatarskiej 3. Powiedziały do kogo ma się udać, żeby go wynająć. 

Udała się więc pod wskazany adres, tam jednak doznała rozczarowania, ponieważ warunki były dużo gorsze niż te, które miała do tej pory. Ubikacja była na zewnątrz budynku, woda była tylko w studni, a do ogrzewania służyła kuchnia węglowa. Jednak umówiła się z właścicielem na drugą wizytę ze swoim bratem. Naprawdę poszła tam następnego dnia z Maksymilianem Diamantem, który wymkną się na chwilę z domu. Młodzieniec był zachwycony, ponieważ dom był na wzniesieniu na uboczu miasta i posiadał strych oraz komórkę, a ze strychu było przejście do ogrodu greko-katolickiego klasztoru. Postanowił na strychu wybudować ściankę, aby nikt nie widział, że ukrawają się tam Żydzi. Po latach Maksymilian wspominała ten okres: „Jedna ze ścian strychu przytykała do dwupiętrowego domu i miała przybudowaną ścianę z poprzeczną belką i murkiem. 



Między tymi dwiema ściankami była bardzo mała przestrzeń. Pomyślałem sobie, że imitując przesunięcie tej ściany, można poszerzyć przestrzeń i tam właśnie przygotować miejsce dla kilku osób. Do zrobienia drugiej ściany potrzebowałem desek. Musiały one jednak być stare, podobne do istniejącej już ścianki […]. Potrzebne były również cegły na murek. Przyniesieniem cegieł zajęła się siostrzyczka Stefy [...]. Schowek obliczony był na siedem osób. Tyle planowaliśmy sprowadzić. W niedługim czasie jednak znalazło się tu 13. Byli to – ja, brat Zawadzki z żoną (Danuta Karfiot), Jan Dorlich, Władysław Orlicz-Szylinger z córką Krystyną, Siunek i Leon Hirszowie, Jeleński z żoną Krystyną i Cymermanowa z dwojgiem dzieci – Cesią i Jankiem”.
Stefania pod wpływem Maksa wynajęła dom. Zaczęła się ucieczka z getta i przeprowadzka na Tatarską 3.

  
fot. Magdalena Nasim 
Stefania chciała przyjść znowu do getta, aby opowiedzieć im o wynajętym domu, ale po drodze nie zauważyła dwóch uzbrojonych Niemców, którzy przyłożyli jej dwa pistolety do głowy: jeden z prawej, a drugi z lewej strony. Chcieli ją nastraszyć, była to dla nich zabawa. Mimo to dostała się do getta. Ustaliła z rodziną Diamantów, że pojedynczo będą uciekać z getta do wynajętego domu. W międzyczasie musiała przeprowadzić się z Helenką  i Maksem do domu na Tatarskiej 3. Kiedy Maks chorował, leżał w jej koszuli nocnej z gorączką i Helenka śmiała się, że w domu są dwie Fusie. 
Mimo wojny i tragicznej sytuacji, potrafili żartować i cieszyć każdą darowaną przez los chwilą. Przeprowadzka udała się, choć Maks musiał dostać się na Tatarska pod osłoną nocy.  Oficjalnie w domu przy Tatarskiej 3 mieszkała sama Stefania z Helenką. Następnie  udała się do jednego z braci Diamantów, który był rolnikiem na wsi pod Przemyślem i powiedziała, że oni wszyscy są bezpieczni. Kolejnego dnia Niemcy napadli na wieś i zabrali wszystkich Żydów do getta, również ten los spotkał Diamanta. Kiedy bracia znaleźli się już bezpieczni na Tatarskiej 3, zaczęli swoje codzienne życie. Dobudowali zaplanowaną wcześniej ściankę na strychu, mieli wspólne wiadro na odchody, które co nocy Stefania wynosiła i wylewała potajemnie. Raz w tygodniu grzała balię wody i zostawiała ją w kuchni. Na umówiony sygnał wychodziła z domu, a ukrywający się po kolei się myli. 

Codziennie robiła zakupy w różnych miejscach, aby nie wzbudzać podejrzeń, że kupuje za dużo żywności. Pewnego dnia do jej drzwi zapukało dwóch chłopców i przyniosło jej list z getta. W liście tym nie jaka pani Zimmermann prosiła o pomoc i ukrycie jej oraz syna i córki. Zaprosiła Stefanię na rozmowę do getta. Stefa zapytała się, czy ukrywający się u niej znają panią Zimmermann, ale nikt jej nie wiedział, kim ona jest. Ustalono, że Fusia pójdzie do getta, aby z nią porozmawiać osobiście. W czasie spotkania okazało się, że ta pani nie znała chłopców, którym przekazała list. Stefania zdenerwowała się, ponieważ, nie było teraz wiadomo, kto jeszcze posiada informacje o ukrywaniu Żydów przez nią. Z tego powodu nie chciała zabrać ze sobą pani Zimmermann. 

Bała się, że ta kobieta może sprowadzić na nią kłopoty przez swoją lekkomyślność. Pomimo to Żydówka trzykrotnie ściągała ją do getta. W końcu Stefania uległa i pomogła im uciec, a potem przygarnęła ich do siebie. Utrzymanie takiej ilości ludzi było coraz bardziej kosztowne. Potrzebowała więc lepiej płatnej pracy. Podgórska poszła do znajomego fotografa zrobić zdjęcie do dokumentów. 
Wtedy fotograf pokazał jej zdjęcie Niemca w mundurze, który nie zgłosił się po nie. Stefania zabrała fotografię, która później okazała się przydatna w podbramkowej sytuacji. W urzędzie nie chcieli jej uwierzyć, że jest pełnoletnia. Wytłumaczyła im, że matka nie wyrobiła jej metryki i dostała dokumenty. Dzięki temu przyjęto ją do fabryki. Tam spotkała wielu życzliwych ludzi.  

Byli tam też chłopcy, którym się podobała. Jeden z nich odprowadzał ja po pracy do domu. Dziewczyna jednak wiedziała, że nie może go wpuścić do środka, bo ukrywa tam Żydów. Wtedy przydała się fotografia Niemca. Chłopak dojrzał ją przez uchylone drzwi wiszącą na ścianie w przedpokoju. Powiedział, że rozumie, że ma kogoś innego, zezłościł się i poszedł. Fusia zdenerwowała się na Maksa, który podrzucił to zdjęcie, ponieważ nie chciała być uzna za kolaborantkę. On zaś wytłumaczył jej, że dopóki wojna się nie skończy, nie może z nikim się umawiać, aby nieś ciągnąć na nich i na siebie niebezpieczeństwa. W międzyczasie do kryjówki dołączyli dwaj następni Żydzi, najpierw jedne pojawił się niespodziewanie, a potem po całkowitej likwidacji getta w Przemyślu, dołączył jeszcze jeden, co spowodowało ogromne zdziwienie, ponieważ wszyscy byli przekonani, że już nie ocalał żaden Żyd.   

Naprzeciwko Tatarskiej 3 Niemcy zrobili szpital wojskowy dla swoich rannych żołnierzy. Szukali mieszkań dla personelu. Przyszli do Podgórskiej i zażądali, by opuściła mieszkanie w dwie godziny. Stefania zaczęła płakać. Czuła, że nie może narażać siebie i siostry, ale też nie wyobrażała sobie, żeby miała zostawić 13 Żydów. Wtedy oni powiedzieli jej, żeby się ratowała i uciekała. To samo mówili sąsiedzi: uciekaj, uciekaj – wołali w koło. Jednak ona została. Uklękła przed obrazem Matki Boskiej z Jezusem i modliła się: Co mam zrobić? -Pytała Boga. - Jak mam uratować tych ludzi? - Wtedy usłyszała w swojej głowie głos, który powiedział jej, że ma otworzyć okna i drzwi, i ma śpiewać. Natychmiast kazała Żydom wrócić do kryjówki, a sama wykonała polecenie głosu. Sąsiedzi sądzili, że straciła rozum. Nie rozumieli jej. Ona też nie wiedział, czemu to robi, ale czuła, że powinna. Wtedy przyszedł Niemiec oznajmić, że może zostać, bo pielęgniarki zajmą tylko jeden pokój. Zobaczył list od jej mamy z obozu z Niemiec i powiedział, że mieszka w tej miejscowości, że stamtąd pochodzi jego rodzina i że jedzie na przepustkę, zatem może przekazać jakieś wiadomości jej mamie i przywieźć potem list dla niej. Ucieszyła się i z tego, że może zostać w tym domu i z tego, że będzie mieć kontakt z matką. Wprowadziły się dwie pielęgniarki niemieckie. 

Miały one dwóch kochanków, którzy do nich przychodzili i spali u nich. Teraz dopiero zaczęło się prawdziwe igranie z ogniem. W jednym domu mieszkała Podgórska z siostrą, dwie Niemki i trzynaścioro Żydów. Tak było przez kilka miesięcy. Raz serce stanęło im jeszcze bardziej niż zazwyczaj, ponieważ nad pokojem Niemek był strych i coś zachrobotało. Trudno było powiedzieć, czy to Żydzi, czy szczury lub mysz. Niemki zaczęły piszczeć. Ich kochankowie złapali za pistolety, Stefania przytuliła Helenę. Niemcy weszli na strych, ale w nocy nie dostrzegli nic, bo była tam ta dodatkowa ścianka, za którą ukrywali się Żydzi. Uznali, że to szczury. Zaczęli śmiać się z pielęgniarek. Na szczęście historia ta szybko i szczęśliwie się skończyła, ale trudno było Stefanii nawet opisać, co czuła. To były najgorsze chwile jej życia. Kiedy przyszli do Przemyśla Rosjanie, zaatakowali Niemców. Niemki uciekały w popłochu. Chciały zabrać Podgórskie, ponieważ uważały je za dobre dziewczyny i żal im się ich zrobiło. Jednak Stefania odmówiła. 

Mówiła, że tu jest jej dom. Wtedy wpadli na Tatarską rosyjscy żołnierze. Zobaczyli niemieckie mundury i chcieli zabić Stefanię sądząc, że współpracowała z wrogiem. Jednak ze strychu w tym momencie wyszli Żydzi i zaczęli błagać i opowiadać historię ukrycia i przetrwania wojny. Rosjanie słuchali oszołomieni. Trudno im było uwierzyć, że ta młoda kobieta sama z małym dzieckiem uratowała i ukrywała przez tak długi czas tylu ludzi, wyżywiła ich, ubierała, pilnowała ich bezpieczeństwa, pracowała na wszystkich. Rosjanie uznali jej wielki czyn. Jednak Stefania powiedział, że zrobiła tylko to, co uważała za słuszne i przyznała, że nie umiałaby inaczej. Dla niej, wychowanej w poszanowaniu i wzajemnej współpracy i pomocy, było oczywiste, że raz pomagasz ty, a raz pomagają tobie.  


Po wojnie wszyscy uratowani oraz obie siostry zostali jeszcze przez pewien czas w Przemyślu. Maksymilian nie chciał jej opuścić. Uważał, że skoro poświęciła dla niego własne życie i pomogła całej jego rodzinie, to on chce z nią zostać na zawsze. Nie było dla niego ważne, czy ona jest, czy nie jest Żydówką. Liczyło się jej serce i jego przywiązanie do niej. Fusia powiedział mu, że skoro chce z nią zostać, to niech zostanie. Byli oboje zmęczeni wojną i trudami losu. Rozumieli się wzajemnie. Czuli, że tej historii, jaką oni przeżyli wspólnie nikt inny nie zrozumie i nie będzie umiał udźwignąć razem z ich losem. Pobrali się. Zostali mężem i żoną.

Jednak nie zostali w Przemyślu na długo. Do tego relacje między nimi a bratem Maksa Henkiem nie układały się najlepiej, ponieważ brat miał mu za złe, że nie ożenił się z Żydówką. Nie liczyło się to, że Stefania uratowała im życie. Stefanii było przykro, ale odważnie powiedziała szwagrowi, co o nim myśli: uważała, że to nieludzkie z jego strony. Dla Maksa żona była ważniejsza i choć przez całe życie utrzymywali kontakty z Henkiem, były one sporadyczne i ograniczone ze względu na poglądy brata. Henek z rodziną wyjechał do Belgii a oni do Wrocławia. Tam Maks zmienił nazwisko na Józef Burzminski, ponieważ sytuacja polityczna nie była korzystna dla Żydów. W rezultacie wyjechali obydwoje w latach pięćdziesiątych do Izraela. Tam mieszkali przez dwa lata. Stefani było bardzo ciężko, ponieważ jak sama mówiła, Żydzi uważają, że w Izraelu mogą mieszkać tylko Żydzi. 

Nie miała tam nikogo bliskiego, była źle traktowana. Maks zobaczył, że nie tylko jego brat ma takie poglądy na mieszane małżeństwa. Oburzony tym faktem postanowił poszukać dla swojej rodziny miejsca na ziemi, gdzie panuje tolerancja i nikt nie będzie zaglądał im w metryki, tylko ważniejsze będzie to, jakimi ludźmi są, jakie mają serca i wartości, co sobą reprezentują, a nie skąd pochodzą, jaką wyznają religię. Wtedy wyjechali do Stanów Zjednoczonych i tam zamieszkali. Tu mieli różnych znajomych, żydowskich i nie żydowskich. Stefania odziedziczyła po swoim ojcu przyjacielski charakter, przyciągała ludzi do siebie, jej dom był otwarty. Maks czasami buntował się przeciwko temu. Wolał ciszę i spokój, nie bardzo lubił spotkania towarzyskie. Na świat przyszło ich dwoje dzieci: syn i córka. Stefania od małego wpajała im takie same wartości, w jakich sama dorastała. Opowiadała im o Polsce i o Przemyślu, a zwłaszcza o wojnie i historii rodzinnej związanej z domem przy Tatarskiej 3. W latach osiemdziesiątych XX wieku wielu ludzi, organizacji i instytucji bardzo żywo interesowało się żyjącymi świadkami II wojny światowej. Ludzie ci trafili także do domu państwa Burzminskich. Stefania udzielała wywiadów, a Maks zaangażował się w tworzenie filmu o ich życiu. 

W 1979r. z Izraela nadeszła wiadomość, że otrzymała tytuł ,,Sprawiedliwej wśród narodów świata”. Jest to najwyższe odznaczenie cywilne nadawane nie-Żydom, przyznawane przez Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Jad Waszem w Jerozolimie. Organizatorzy uroczystości wręczania odznaczeń chcieli, aby Stefania pokryła sama koszty przelotu samolotem w obie strony oraz noclegu w hotelu. Podgórska odpowiedziała na to, że ma ona dwoje dzieci i woli im pomóc za te pieniądze. Dodała także, że pomagała Żydom, bo nie wyobrażała sobie, aby mogła postąpić inaczej, a nie po to, żeby ją teraz nagradzano medalami. W późniejszym terminie jednak odebrała nagrodę za uratowanie.


Przez siedem lat trwały przygotowania do nagrania filmu o Stefanii. Jej wizja była sprzeczna ze scenarzystą. Ona chciała, aby ten film dotarł do młodych, do szkół i uczył nie jej biografii, lecz jak być dobrym człowiekiem, bo złym jest łatwo być. Burzminska mówiła, że jej życie było piękne i dodała: ,,wojna to wojna. Trwała. Ale mieliśmy i pracę i zabawy, spotkania z innymi ludźmi. Trudno było o naukę i jedzenie, ale to przez wojnę.” Najbardziej męczyło ją to, że musiała wielokrotnie opowiadać to samo. Chciała się już poddać i zostawić to wszystko, ale wtedy zdarzyła się niezwykła historia. Wróciła do swojego pokoju, położyła się na podłodze z braku sił. Była zdenerwowana. Zaczęła się modlić. ,,Boże pomóż mi pomóc ludziom, którzy pracują nad tym filmem”. 

Wtedy usłyszała zdecydowany, silny, męski głos, który powiedział, że ,,nie ma teraz czasu na modlitwę. Musisz skończyć swoje dzieło. Siadaj i pisz!” Poczuła, że kręci jej się w głowie, więc chwyciła się za nią. Miała wrażenie, że ktoś chwyta ją za ramiona, sadza ją przy stole na krześle i każe jej pisać samej notatki dla scenarzysty. Zatem zaczęła to robić, a potem poszła porozmawiać z pisarzem i wyjaśniła mu, że musi zmienić koncepcję i patrzenie, ponieważ sednem tej historii jest ratowanie trzynastu Żydów. Wtedy dopiero praca nad filmem ostro ruszyła do przodu. W 1984 r. odwiedziła Polskę. Była w muzeum i getcie. W 1991 roku została jej przyznana nagroda Courage to Care im. Jan Karskiego przez jedną z najważniejszych organizacji żydowskich Anti-Defamation League. 6 marca w 1996 r. na ekrany kin wszedł amerykański film fabularny Hiding in Silance, który był kręcony na Węgrzech. Otrzymał nagrodę: Gildii Amerykańskich Scenarzystów za najlepszy oryginalny scenariusz filmu pełnometrażowego oraz nominację do nagrody Amerykańskiego Stowarzyszenia Operatorów Filmowych: Najlepsze zdjęcia do filmu tygodnia /miniserialu/odcinka pilotażowego. Reżyserem był Richard A. Colla, ostateczny scenariusz opracowała Stephanie Liss. 
Josef Burzminski, mąż Stefanii, zaś urodził się 23 czerwca 1915r. w Wiedniu (Austria). Zmarł 17 lipca 2003r. w Los Angeles w USA. W 1996 roku skończył studia stomatologiczne w USA. Pracował jako dentysta, a Stefania mu pomagała. Ich córka Irena Podgórska jest kosmetyczką. Ed Burzminski zajmuje się marketingiem.  
Stefania Podgórska Burzminski żyje do dziś.

W trakcie zbierania materiałów do  tego tekstu, udało mi się skontaktować z synem Stefani Podgórskiej, Edem Burzminskim. Ucieszył się z faktu, że dzięki tej pracy więcej osób dowie się o historii jego mamy. Pan Burzminki obiecał spotkać się ze mną i przylecieć w marciu 2018 roku z Los Angeles do Przemyśla, aby między innymi opowiedzieć mi o różnych ciekawych historiach z życia jego mamy. Z tego powodu zamierzam w niedalekiej przyszłości dopisać drugą część do tej pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz