poniedziałek, 26 listopada 2018

ks. kapelan Józef Panaś „Z ciężkich dni Przemyśla”. Zapiski kronikarskie naocznego świadka.


Przemyśl, przełom października i listopada 1918 r. W mieście wrze jak w kotle.  Na ulicach pełno żołnierzy  austro-węgierskich dla których wojna już się skończyła. Co teraz? Dla Polski i dla Przemyśla powiało wolnością. Jednak nadzieja, radość miesza się z obawami. Dla miasta nadchodzi czas kolejnej trwogi i ciężkiej próby. Naoczny świadek - ks. kapelan Józef Panaś przeniesie nas w czasie w tamte dni. Pokaże ówczesne polityczne niuanse 
i kulisy walki o Przemyśl z Ukraińcami. Zachęcamy do lektury. 

Foto z Wystawy.“Za walkę o niepodległość Ziemi Przemyskiej – odznaczeni Gwiazdą Przemyśla” 

28. października.
Opanowanie składów broni i amunicyi.

Dowiedziałem się wczoraj poufnie, że w Przemyślu na Zasaniu istnieje główny skład broni i amunicyi, pozostały przy likwidacyi całego frontu antyrosyjskiego; amunicyi ma być około 2000 wagonów na składzie i 250 armat, nie należy tedy opuszczać rąk i trzeba działać pośpiesznie. Składy obszedłem dookoła z wielkim respektem, snując radosne myśli zużytkowania zapasów dla własnych celów; jednocześnie wyszukałem sobie w najbliższem sąsiedztwie mieszkanie, by cenną całość mieć wciąż na oku. Dowiedziawszy się, że major Matczyński, oficer legionowy z II. Brygady, który poszukiwany przez sądy niemieckie za organizacyę ucieczki polskich oficerów z obozu jeńców w Brześciu Litewskim, krył się w Przemyślu, usiłowałem porozumieć się z nim w celu natychmiastowego przystąpienia do pilnych prac. Okazało się, że wiadomości maj. Matczyńskiego o bliskim wybuchu powstania ruskiego i tzw. Militarnej wierności Przemyśla, kryły się najzupełniej z moimi informacyami w tym samym kierunku. Major Matczyński wysłał też natychmiast legionistów po granaty ręczne do Krakowa i miał się porozumieć z oficerami legionowymi w celu wciągnięcia za wszelką cenę do P.O.W. także austryackich oficerów Polaków. W razie wybuchu rewolucyi ruskiej, mieliśmy się zająć zorganizowaniem wojskowem Przemyśla i Borysławia; tą ostatnią miejscowość major Matczyński znał aż do najtajniejszych kątów. Trawiony gorączką po niedawno przebytej hiszpance, wyjechałem na kilka dni do domu do Dobromila pod Przemyślem, gdzie dowiedziałem się, że wybuch nieodwołalnie nastąpi we Lwowie pierwszego listopada, a na prowincyi 2 listopada. 

31. października.
Nadeszła przed chwilą wiadomość o rewolucyi w Krakowie i przejęcia całej władzy przez polskie rządy, na czele stanął pułkownik Roja, legionowy komendant Brygady.

1. listopada. 
Wybuch rewolucyi.
Zgodnie z przewidywaniami, rewolucya ruska wybuchła we Lwowie i - jak  hiobowa wieść niesie - ze skutkiem dla nas fatalnym. W Przemyślu panuje dziwne bezhołowie, wszyscy uciekają w rozmaite strony, koleje i wszystkie drogi przepełnione są żołnierzami, którzy w panicznym strachu , zbici w bezładne masy, pędzą bez celu. W Żurawicy, gdzie załoguje kadra 9. Stryjskiego pp., zorganizowały się jeszcze wczoraj bardzo silne odziały ukraińskie, które dla nas stanowią groźne niebezpieczeństwo; jest ich podobno kilka tysięcy i mogą łatwo, prawie bez strzału, zająć Przemyśl i składy amunicyi na Zasaniu, będące tuż pod ich nosem. Jedyną nasza nadzieją, że pułk stryjski rozlezie się we wszystkie strony, jak rozeszły się inne odziały. Pociąg, idący z Przemyśla do Stryja, jest już szczelnie wypełniony uciekinierami - prognostyk dobry. Im mniej ich tutaj, tem większe nasze szanse.

Pierwsza patrol polska.
Kolega mój z kryminału ppor. Marek wraz z oficerami leg. Huraganem, Buckim, Tatara, Osentowiczem i oficerami P.O.W. z wojska austryackiego Kazubskim, Hozerem i Aurerem, zorganizowali z legionistów i studentów VII. I VIII. klasy gimnazyalnej pierwszą patrol, która kolejno rozbrajała wszystkie posterunki austryackie i obsadziła główne objekty i magazyny. Na pierwszy ogień poszły: dworzec główny i skład broni i amunicyi na Zasaniu. Wraz z młodzieżą pospieszył z karabinem w ręku prof. Sykała, dając piękny przykład młodzieży, że nastąpił czas czynu, a nie radzenia. Posterunki astryackie, o ile jeszcze w jakiś niewytłumaczony sposób pozostały na miejscu, poddawały się z wielką radością, podobnie postąpili wszyscy oficerowie z komendy placu i Militarkomando. Wyjątek jedynie stanowił szef sztabu Janda, który oświadczył, że dostęp do jego kancelaryi będzie możliwy tylko po jego trupie; po tchórzliwej ucieczce wieszatiela, tutejszego generała Niegowana, ten pewien rycerski rys Jandy, z resztą także wielkiego Polakożercy, miał cechy rycerskiego postępowania i dlatego rozkazałem chłopcom, aby go zostawili w spokoju, dopóki się sam nie ulotni, co zreszta wcześniej czy pózniej nastąpić musiało.

Wojskowa organizacya obrony Przemyśla.
W kancelaryi, mieszczącej aparaty systemu Hughesa, zaprzysiągłem przerażonego telegrafistę na wierność Państwu Polskiemu i bezwłocznie nadałem do Krakowa depeszę o zajęciu Przemyśla i tragicznym położeniu Lwowa; w nieszczęście stolicy jakoś nie mogłem mimo wszystko uwierzyć pomny, że przed dwoma tygodniami widziałem na ulicach Lwowa 300 legionistów, a więc siłę, wystarczającą śmiało do oporu i obrony przeciwko 3000 Ukraińcom. Wieczorem udałem się do Rady powiatowej, gdzie się zebrał cywilny zarząd miasta z prof. Przyjemskim na czele, tam także miała się mieścić komenda miasta, którą powierzono por. Mańkowskiemu. Bałagan był tam straszny - kolejarze, profesorzy, obywatele, typy nieokreślonego charakteru i zajęcia, stłoczone razem w kilku pokojach, z zapałem przymierzające mundury, przypasowujące broń rozmaitego kalibru i rodzaju. Wysłano stąd improwizowane patrole w rozmaite strony, ale ciągle temi samymi ulicami, większość patroli nie powracała wcale, bowiem po wycieczkach raczej prywatnego charakteru i znaczenia, ulatniała się do domów. Aby rozciąć ten węzeł gordyjski i nadać całości jaki taki charakter wojskowy, przyniosłem z Komendy miasta mapy i plany Przemyśla i po wyznaczeniu objektów, które na wypadek ataku z zewnątrz należało przedewszystkiem ubezpieczyć, zająłem się organizacyą i regulaminem wysyłaniem patroli i oddziałów wartowniczych. Odziały te otrzymywały odtąd pisemne instrukcye i miały rozkaz składać pisemne raporty; zarządzenie to miało tę dobrą stronę, że już koło godz. 9 wieczorem wiedzieliśmy dokładnie czem dysponujemy. Około 300 ludzi jako tako zorganizowanych (w tem 80 Legionistów, 150 studentów z P.O.W., trochę żołnierza austryackiego wątpliwej jednak wartości wojskowej), oto zaczątek sił, z którymi rozpoczęto regularną kampanię. 

Naczelne dowództwo Galicyi i Śląska.
W tej chwili nadeszła depesza z Warszawy, że gen. Puchalski, który świeżo brał udział w układach polsko-ukraińskich w Magistracie, ma objąć Dowództwo naczelne Galicyi i Śląska. Po zawarciu układu pomiędzy Radą Narodową polską i ukraińską, generał Puchalski przyjął wspomnianą nominację warunkowo do czasu zwolnienia go z przysięgi przez cesarza Karola. Po przyjeździe jego do Rady powiatowej i zawiadomieniu nas o objęciu komendy, - złożyłem mu natychmiast raport o stanie naszych formacyi wojskowych obsadzeniu ważniejszych objektów a także Radymna i Żurawicy, którego się podjął porucznik Marek. Specyalnie obsadzenie Żurawicy miało znaczenie pierwszorzędne, gdyż miejscowość ta zamykała drogę na zachód. Gen. Puchalski przyjął meldunek do wiadomości, zamianował swoim szefem sztabu kap. Grodzickiego, organizując jednocześnie sztab z pośród austryackich oficerów, jedynie na ordynansa zażądał legionistę, by wypełnić lukę, powstałą wskutek samowolnej demobilizacyi jego własnego służącego. Energiczne zarządzenia nowego komendanta oczyściły lokal Dowództwa z wszystkich obywateli i zaprowadziły niezbędny porządek i rygor. Za  kilka godzin nowy sztab był w komplecie. Był to doskonały zespół oficerów, z chlubą noszących bardzo wysokie ordery Leopolda, Żelaznej korony itd., jednakże bez żadnego zrozumienia dla ruchu narodowościowego i w dodatku bez wojska. Gdy na dodatek złego zaraz na pierwszej odprawie wojskowej szef sztabu półsłówkami zaczął przemawiać o poddaniu się Ukraińcom, jako o najlepszym rozwiązaniu sytuacyi naszej, starałem się uzyskać u Puchalskiego przynajmniej to, aby straż nad składami amunicyi przypadła wyłącznie legionistom. Temu mojemu życzeniu stało się zadość, odział por. Kazubskiego został przeznaczony do tej służby. 

2. Listopada.
Wieszatiel Niegowan.
Po wczorajszych trudach położyłem się na parę godzin w kancelaryi osławionego gen. Niegowana. Dygnitarz ten, około 7 rano wszedł cichutko na palcach do swej niedawnej kancelaryi z widocznym zamiarem zabrania czegoś ze sobą.Przedstawiłem mu się i przypomniałem, że jestem tym samym „Feldkuratem” którego, - jak był łaskaw zapewnić ks. Biskupa Pelczara - chciano z całą pewnością powiesić. Niegowan wybałuszył oczy, nie okazał zresztą zbyt wielkiego przygnębienia sytuacyą - umysł to widać płytki i pusty. 

Skutki ugody polsko-ruskiej.
Około 8 rano doszły do mojej wiadomości szczegółowe warunki ugody polsko - ruskiej i jej najfatalniejszy punkt o utworzeniu w Przemyślu batalionu ruskiego, który ma być przez nas zaopatrzony w broń i amunicyę, nam natomiast nie wolno będzie absolutnie ściągać posiłków. Obie Rady narodowe na skutek zawarcia umowy, wezwały całą ludność do spokoju i przestrzegania ugody. W ratuszu pełno już było radców i polityków. Usiłowałem w prywatnej  rozmowie przedstawić wszystkie złe strony ugody, wszyscy jednak byli tak zachwyceni jej zawarciem, ze nie poświęcono moim wywodom ani chwili uwagi. W Magistracie zapanował już prawie wszechwładnie Zahajkiewicz, starosta zaś zaczął urzędować po niemiecku, czego najlepszym dowodem może posłużyć akt o odebranie Archiwum Superioratu, przechowywany w moich papierach. Na ulicach zrazu pojedyńcze, potem coraz liczniej pojawiały się buńczuczne patrole ruskie, przed Dom Narodny zajechały dwa automobile z członkami rządu ukraińskiego ze Lwowa. Szofer - Niemiec - zapewniał wszystkich gromadzących się, że Lwów i cała Galicya wschodnia jest już w rękach Ukraińców, słaby opór kolejarzy polskich na dworcu we Lwowie, nie osiągnął żadnych rezultatów. Gdy stwierdziłem jeszcze, że ukraińskie automobile nie były nigdzie zatrzymywane, ani też nikt nie żądał nieodzownych przepustek, postanowiłem wobec grozy sytuacyi ściągać legionistów na Zasanie, ażeby do ostateczności bronić składów amunicyi, której obfitość mogła i musiała mieć decydujące znaczenie w czekającej nas akcyi.

Zjazd kapelanów Legionów 
Polskich

Apel do proboszczów.
Równocześnie udałem się do Konsystorza, gdzie z ks. Grochowskim ułożyłem wspólnie apel do proboszczów z prośbą, by ze względu na wielkie niebezpieczeństwo natychmiast wysyłali ludzi do obrony Przemyśla; odezwę wymienioną rozniosło niezwłocznie kilku młodszych księży po większych parafiach na zachód od Sanu.       

3. Listopada
Legia oficerska.
Na odezwę gen. Puchalskiego zgłosiło się około 250 oficerów austryackich z zamiarem służby w wojsku polskim; zostali oni zaprzysiężeni i zaraz na wstępie wypłacono im pensye albo zaliczki; starałem się nakłonić ich do utworzenia Legii oficerskiej, niestety większość, zresztą źle po polsku mówiąca, marzyła tylko o dowództwach pułków, batalionów, lub co najmniej kompanii. „Jeszcze Bogu dzięki niema u nas bolszewików - powiedział mi jeden z tych panów - also i Legii nie potrzeba”. Większość też najspokojniej rozeszła się do domów, czekając na odpowiedni przydział. Przyjechał tu podpułkownik Sikorski, który został szefem sztabu Dowództwa Galicyi i Śląska. 

Gen. Puchalski wciąż porozumiewa się z Wiedniem 
Wieczorem zaczęły się pojawiać na mieście coraz liczniejsze patrole ruskie, kolportowano wieści o zbliżających się do Przemyśla bandach chłopskich, za które przemyscy Ukraińcy nie przyjmowali odpowiedzialności. Wieści te znajdowały już potwierdzenie w utarczkach, jakie patrole nasze staczały na krańcach miasta. W dowództwie Galicyi i Śląska, złożonem z oficerów austryackich, nie mających pojęcia o legionowym, względnie rewolucyjnym sposobie tworzenia wojska, zapanował chaos coraz większy, którego Sikorski nie był już wstanie opanować. Puchalski zaś wszystkie depesze i meldunki w dalszym ciągu kierował do ministerstwa wojny we Wiedniu. Tą samą drogą kierował generał depesze radiotelegraficzne do Ententy o dokonanym przewrocie  - mimo, że była znacznie krótsza droga przez Jassy - Bukareszt. Z uwagi na to wszystko postanowiliśmy mocno trzymać Zasanie i dworzec kolejowy, przedewszystkiem siłami P.O.W. i legionowymi.

Fortyfikowanie Zasania.
Rozpoczęło się energiczne fortyfikowanie Zasania, a nadzieje wzrosły bardziej jeszcze z chwilą pojawienia się polowej armatki, którą ppor. Buski przy pomocy kilku ludzi sprowadził z sąsiedniego fortu. Resztę armat na na nieobsadzonych przez nas fortach, musieliśmy z konieczności demontować. Zbliża się groźna chwila.

4. Listopada.
Sądy doraźne przeciw Polakom. 
O godz. 6-tej rano, wyszedłszy z domu na mszę do kościoła Benedyktynek, spostrzegłem na ulicy Trzeciego Maja jakiegoś draba, nalepiającego duże afisze. Przy czytaniu nie mogłem wyjść z podziwu: ”Ukraińska Komenda” ogłasza oto sądy doraźne i grozi natychmiastową karą śmierci tym wszystkim, którzy posiadają broń, a nie należą do ukraińskich lub żydowskich organizacyi wojskowych. A więc sądy doraźne wyłącznie przeciw Polakom! Stało się tedy to, co po zawarciu ugody przez Radę narodową było niechybnie do przewidzenia: Ukraińcy przy polskiej pomocy zorganizowawszy swe siły, opanowali miasto, a wraz z nim  i Radę narodową. Pobiegłem co tchu za kładkę obok Żelaznego mostu, aby zasięgnąć dokładnie języka, co się w mieście dzieje, przeszedłem pustą i zupełnie nieobsadzoną kładkę i dopiero po drugiej stronie spotkałem jakiegoś obywatela, który mnie dokładnie objaśnił, co do szczegółów odbytego przewrotu w mieście. Zamach ukraiński miał miejsce około 4 nad ranem; polska komenda , wszyscy legioniści, oraz władze nasze, są w niewoli; przed Domem Narodnym olbrzymi ruch - uprzejmy posterunek objaśnia mnie, że Przemyśl cały zdobyty, legioniści wszyscy wyłapani, a „Naczelna Ukraińska Komenda” właśnie przenosi się z Narodnego Domu do „Korpskomando”.

Opanowanie i obrona mostów.
Po tych faktach bez wytchnienia i z uzasadnionym pośpiechem wróciłem do swoich i zaalarmowałem odział legionowy w koszarach 45 pp. - por. Kozubski miał już również wiadomość o przemyskim zamachu i był zdecydowany bronić koszar i ewentualnego odwrotu. Błyskawicznie przebrałem się w mundur i zdecydowałem obronę mostów, bez zabezpieczenia których wszelka obrona koszar była bezowocną. Zabrałem ze sobą 8 chłopków i 2 karabiny maszynowe i tak uzbrojeni pomknęliśmy osobowym automobilem, celem obsadzenia wylotów mostów, a więc: Domu robotniczego, klasztoru Benedyktynek i Zakładu braci Albertów. Karabinów maszynowych było pod dostatkiem, 250 świeżutkich, jak z igły, gorzej natomiast było z obsługą, gdyż mało kto z będących pod ręką znał dokładnie aparat i z konieczności nawet i ja musiałem się zabawić w instruktora. W przeciągu 10 minut mosty były doskonale obsadzone, a dzielna, zaimprowizowana obsada dla dodania sobie animuszu, waliła maszynami siarczyście w mętne wody Sanu. Przy zorganizowaniu pierwszej obsady linii Sanu, bardzo wielkie zasługi położyli: por. Doskowski, komendant drewnianego mostu, a póżniej dowódca odcinka, ppor. leg. Bucki, który dowodził obsadą żelaznego mostu, tudzież legioniści: Ostroga, Pacuła, Zeiger, Niemczyk, Bystrzycki i w. i.  Większość oficerów legionowych w czasie zamachu, dostała się niestety do niewoli. Około 8 rano, tłumy, wywabione z mieszkań strzelaniną naszą, zaległy ul. Trzeciego Maja, uniemożliwiając nam swobodne ruchy obrony: gdy wezwanie do rozejścia się nie pomogło, kazałem strzelać w powietrze i zatoczyć na ulicę armatę, z której nikt z obecnych niestety, nie umiał strzelać, co zresztą ze względu na pozycye, było niemożliwem. Na alarm wszczęty, zaczęli się zbiegać do nas całemi gromadami obywatele starzy i młodzi pod broń; zważywszy, że mieliśmy kilkanaście tysięcy karabinów, wojsko tworzyło się w mig, dając nieraz swym dorywczym składem ciekawe zaprawdę obrazki. Wyelegantowany i może nieco przytęgi komisarz policyi p. Pogonowski, maszeruje np. karnie w jednym szeregu z obdartusem, który niezawodnie świeżo zbiegł z bezpłatnego i zacisznego Internatu. Po 20 minutowym ćwiczeniu, odziały sprawnie maszerują na front, por. Adamski wydaje broń i amunicyę, kilka pań urochomiło kuchnię polową, która nęci podniebienia świeżych adeptów Marsa, szpitalik urządziła p. Bogusiewiczówna, a obowiązki kapelana pełnił ks. Gostyłła. O godz. 11-tej zgromadzono już około 350 ludzi, był to oddziałek, który mógł stawić czoło. O jego powstaniu zameldowałem telefonicznie gen. Roji w Krakowie. W tym czasie zgłosił się jakiś stary austryacki pułkownik i powołując się na swą wysoką szarżę, wyraził chęć objęcia komendy; udało mi się przekonać go, że lepiej jest poczekać na trochę spokojniejsze i pewniejsze czasy. 

Rozkaz kapitulacyi.
W południe wrócili z ukraińskiej niewoli legioniści (pułk. Sikorski, por. Marek i Huragan), wszyscy w przebraniu. Równocześnie doszła nas wiadomość, że na rozkaz gen. Puchalskiego, Żurawica poddała się Ukraińcom. A więc łączność z Zachodem stracona, na dobitek złego, parlamentarz ruski przyniósł nam pisemny rozkaz Puchalskiego, nakazujący natychmiastowe złożenie broni, oddanie wszystkich magazynów Ukraińcom, którzy mają nas odstawić aż do Rzeszowa. Sikorski, jako najstarszy rangą, zwołał naradę wojenną, podczas której większość obecnych, ze względu na zupełne nasze odcięcie od zachodu, oświadczyła się za spełnieniem rozkazu kapitulacyjnego. Wystąpiłem przeciwko tym głosom z całą stanowczością, podkreślając, że odpowiedzialność za ten czyn spadnie wyłącznie na nas, gdyż Puchalski nie wie nic o naszych znacznych już siłach, a w dodatku generał będący w niewoli, nie ma prawa rozkazywania. Jednocześnie złożyłem oświadczenie, że natychmiast rozpocznę kroki w celu oczyszczenia Żurawicy z nieprzyjaciela i uzyskania szybkiej pomocy z zachodu. Słowa moje znalazły posłuch. Puchalski dostał właściwą odpowiedź, a ja przy pomocy adjunkta Migacza, arganizatora stacyi kolejowej na Zasaniu, udałem się sam jeden bez broni na parowozie do Żurawicy.

Koniec części pierwszej.
Opracował Janusz Dachnowicz  
Pisownia zgodna z oryginałem. Powyższy tekst stanowi obszerne fragmenty książki: Panaś, Józef (1887-1940) Z ciężkich dni Przemyśla: (zapiski kronikarskie naocznego świadka). Wydane nakł. Księgarni St. Rehmana w 1920 r.   
Źródło Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie

Opis do zdjęcia z kapelanami: Zjazd kapelanów Legionów Polskich (Warszawa 1917 r.). Siedzą: ks. Kazimierz Nowina-Konopka, ks. Henryk Ciepichałł, superior polowy Legionów Polskich ks. Józef Panaś, ks. Władysław Antosz, ks. Stanisław Żytkiewicz. Stoją: ks. Franciszek Łuszczki, ks. Zygmunt Wiszniewski, ks. Bronisław Gilewicz.

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz